Inter na łopatkach

Inter na łopatkach

W środę dnia 18.03 odbyliśmy podróż do Piłkarskiej Mekki, kolebki światowego futbolu - do Warszawy. Wszystko po to, by rozegrać kolejny sparing przed rundą wiosenną sezonu 2014/2015. Stołeczne kluby słyną ze swojej solidności i perfekcji zarówno w prowadzeniu klubu pod względem przygotowania motorycznego, wolicjonalnego, jak i taktycznego. Taki tez miał być Inter Warszawa - Mocny, trochę Włoski, trochę Polski... jednak zdecydowanie bardziej nawiązywał do tradycji B Klasowych stadionów. 

Na wstępie zaproponowano nam układ, by mecz ten rozegrać 3 razy po 30 minut. Nasza Pani Kierownik zgodziła się na takie warunki, bo dodatkowa przerwa na omówienie różnych "dziwnych akcji" minionego weekendu satysfakcjonowała naszych zawodników. Oczywiście mowa tu o "akcjach" z europejskich stadionów! :)

W stolicy już dawno osiągnięto parytety na każdej płaszczyźnie życia, więc włodarze stołecznego klubu podjęli decyzję, by głównym arbitrem tego spotkania była - uwaga - kobieta! Jedni zawodnicy nie wiedzieli jak się do arbitra zwracać, więc nie zwracali się wcale, a inni przywieźli na mecz swoje kobiety... a te siedząc na trybunach, z zazdrością patrzyły, czy ich mężczyźni nie kręcą się za blisko pani sędzi. 

"Niechby tylko coś spróbował, a wybiłabym mu piłkę z głowy!" - odgrażała się jedna z pań. 

Mecz odbył się późnym wieczorem o godzinie 21.00 na stadionie w parku Skaryszewskim. Jest to dość małe boisko ze sztuczną murawą i niektórzy zawodnicy mieli prawo poczuć się klaustrofobicznie. Myślę jednak, że nie jest to złe miejsce na rozgrywanie tego typu meczy, więc z chęcią jeszcze kiedyś tam wrócimy. 

Zawody przy sztucznym oświetleniu nadają nowego wymiaru, można poczuć zupełnie inny klimat, jakby wyjęty z transmisji telewizyjnych najlepszych klubów, w walce o nawyższe cele. Już na rozgrzewce widać było, że zawodnicy obu zespołów byli bardzo zmotywowani. Przed samym spotkaniem Ogień zebrał się w kółeczku i dość długo o czymś dyskutowali - na trybunach śmiano się, że ktoś recytuje Rotę -  aż w końcu Ogień zadudnił z całą swoją mocą i po murawie rozniósł się okrzyk bojowy. Trzeba przyznać, że był imponujący! "To już nie chłopcy, to mężczyźni" - skomentował lokalny turysta osiedlowych boisk i sklepików z alkoholem.  

W składzie naszego zespołu tradycyjnie zabrakło kilku zawodników, ale cała jedenastka była zbliżona do pierwszego garnituru Ognia. Nie wiem, czy rywale wyszli najsilniejszym składem, ale przez pierwsze 30 minut bronili się wypuszczając co jakiś czas groźne kontry. Zespół z Brwinowa skutecznie sobie z nimi radził i udaremniał wszelkie próby zbliżenia się pod bramkę broniącego dziś STRZAŁKOWSKIEGO. Można uznać, iż Ogień rozpoczął ten mecz z wysokiego C - bardzo dobrze grał piłką po ziemi konstruując składne akcje i raz po raz bombardował Inter strzałami z dystansu. Dobrze grała cała drużyna jako kolektyw, toteż ciężko wskazać najlepszego zawodnika, bo wszyscy trzymali solidny, b klasowy poziom przez pełne 30 minut. Bylo sporo ruchu, włączając wymienność pozycji, zanotowano (w końcu!) wchodzenie w wolne strefy przez skrzydłowych i bocznych obrońców, wychodziła całkiem niezła gra kombinacyjna po ziemi, zorganizowani i nieustępliwi pomocnicy wygrali walkę o środek pola, a twardzi obrońcy perfekcyjnie zabezpieczali tyły nie dając szans wykazać się STRZAŁKOWSKIEMU.

Na szczególne uznanie zasługuje przepiękne uderzenie z dystansu MYTKO, niestety od szczęścia dzielił go słupek, który udaremnił jego próbę. Kluczową akcję przeprowadził KASPRZAK, który płaskim strzałem po ziemi pokonał dobrze dysponowanego tego dnia golkipera Interu i było 0-1 dla przyjezdnych. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza z trzech części tego meczu.

W przerwie trener Interu nie próżnował, bo skutecznie zmotywował swoich zawodników do walki. Udało im się odrobić straty, a nawet wyjść na prowadzenie! Ogień z cała pewnością nie może zaliczyć tych 30 minut do udanych, choć miał swoje szanse i jedną z nich wykorzystał. Po wspaniałym dośrodkowaniu z prawego skrzydła przez WIZORA, głową uderzył KASPRZAK i wpisał się na listę strzelców po raz drugi tego wieczoru.

Trzeba przyznać, ze Ogień stracił kontrolę nad spotkaniem, nagle trudnością okazała się wymiana kilku celnych podań, jednak wciąż w oczach i sercach naszych zawodników tlił się OGIEŃ, sprawiając, że zawodnicy nie odpuszczali nawet, kiedy im nie szło i kiedy rywal naciskał - a gdy stracili dwie bramki, nie spuścili głów. Właśnie ta ambicja naszego zespołu, wola walki i siła fizyczna, która była po stronie Ognia od początku spotkania, zaczęła przynosić efekt w kolejnej, trzeciej odsłonie. Wynik 2:2 i 30 minut do końca.

W ostatnich 30 minutach zespół z Brwinowa pokazał charakter i ponownie przechylił wszelkie statystyki na swoją korzyść. Ta część spotkania w wykonaniu naszego zespołu nie była tak dobra jak pierwsza, ale Inter też nie wspiął się na ten sam poziom, co wcześniej. Zrobiło się trochę więcej miejsca i Inter miał dwie doskonałe sytuacje, by zaskoczyć Ogien. Niestety dla gospodarzy, trafili na naszego rezerwowego, wciąż testowanego bramkarza, który wybronił dwie setki. W pierwszej sytuacji wybiegł niczym Manuel Neuer niemal do połowy boiska 'czyszcząc' piłkę, a w drugiej sytuacji wybronił nam wynik będąc w sytuacji sam na sam z napastnikiem Interu. Naprawdę duża klasa i wielkie brawa! 

Oczywiście nie mogło zabraknąć goli!

Kolejna bramka dla Ognia, to piękna akcja drużynowa. Podanie od obrońców dostał WIZOR, który idealnym prostopadłym podaniem uruchomił pędzącego KASPRZAKA na lewym skrzydle, a ten w swoim stylu minął najpierw obrońcę, potem bramkarza, a następnie wpakował piłkę do pustej bramki i mógł cieszyć się z hattricka.

Niedługo potem po dośrodkowaniu KRAKOWSKIEGO z rzutu rożnego piłka trafiła pod nogi REDLIŃSKIEGO, a ten nie zwykł marnować takich sytuacji i kopnął z 5 metrów niemal rozrywając siatkę. 

Wynik końcowy 2:4 dla Ognia!

Jest wielce prawdopodobne, że obie bramki Interu padły po spalonym, ale nie obarczamy tym pani arbiter, bo nie miała do pomocy sędziów liniowych. Ważne, że udają nam się pewne schematy, które wciąż szlifujemy na treningach i należy się z tego cieszyć. 

Na uznanie zasługuje cała drużyna, bo walczyła od początku do końca. Rezerwowi dali nowy impuls i mają duży udział w tym zwycięstwie. Szczególne brawa dla zawodników ze środka pola, w którym walczyli BESIŃSKI i MYTKO oraz dla pary stoperów - REDLIŃSKI i FRĄC. Nie wiadomo, czy przegrali jakąś 'głowę', albo 'przebitkę', ale nasi statystycy mówią, że nie. 

Kolejne wieści już niebawem!

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości